Znani aktorzy, kultowy tekst i komediowa forma. Cóż więcej potrzeba, by zdobyć serce publiczności? Potrzeba błyskotliwości, inteligencji i powiewu świeżości. To wszystko w „Mężu i żonie" w Teatrze Polonia w Warszawie.
Kochanki ciał i kochanki dusz. Adresaci uniesień zmieniający się jak w kalejdoskopie. Wielkie intrygi i pytanie: jak to się wszystko skończy? „Mąż i żona" Aleksandra Fredry to mądra w swej przewrotności i urocza z powodu naiwności swoich bohaterów opowieść o związku dalekim od ideału.
Spektakl w reżyserii Krystyny Jandy ma formę pełną szacunku do klasyki. Jest oryginalny tekst i nawiązujące do epokowych kostiumy. Jest też znakomita obsada. W rolę Elwiry wciela się Małgorzata Kożuchowska, która choć prześmiewczo i trochę karykaturalnie, to jednak znakomicie oddaje spektrum emocji bohaterki - od uniesień słodkiego niewiniątka do wściekłości rozjuszonej kochanki. Marcin Hycnar w roli hrabiego Wacława zdaje się stworzony do tej roli. O talencie Marii Dębskiej grającej Justysię nikogo nie trzeba przekonywać. Zabawa trwa, hipokryzja bohaterów zbiera żniwo, publiczność kupuje pradawną historię w zachwycie, doceniając w niej ziarenko uniwersalnej prawdy.