Byłem na „Zapiskach z wygnania” w Teatrze Polonia. Przed spektaklem na widowni był jarmark tematów do dyskusji, ani skupienia i oczekiwania, ani teatralnej ciekawości. Po spektaklu nie było już nic. Jedyną aktorką ostatniej sceny była cisza. I tę rolę odegrała po mistrzowsku.
„W zaplombowanych wagonach
jadą krajem imiona,
a dokąd tak jechać będą,
a czy kiedy wysiędą,
nie pytajcie, nie powiem, nie wiem.”
Wisława Szymborska „Jeszcze”
Spektakl przedstawia historię Sabiny Baral, polskiej Żydówki. Przedstawia historię wiecznie wojennej Polski bez tuszowania żadnych faktów. Opowiada o ojczyźnie, Europie, świecie, o Polakach, Żydach, Włochach, Austriakach, Amerykanach, mieszkańcach Wrocławia, Śląska, ludziach Sybiru, Oświęcimia. Opowiada w jakimś stopniu o każdym z nas i o wszystkim, z czego społeczeństwo się składa. Nie krzyczy, ale mową i śpiewem woła głośniej. Ogranicza formę, by zamknąć w jej esencji tyle, żeby dotrzeć do każdego. W znane wiersze i piosenki tchnięto nowego ducha, „Rebeka” w kontekście i interpretacji wbija w fotel i rozkłada na łopatki. Tu się patrzy inaczej na to, co wszyscy znamy; Tuwim, Leśmian, Pawlikowska-Jasnorzewska stają się już innymi osobami.
Kompilacja historycznych faktów, wydarzeń o zasięgu krajowym czy międzynarodowym z historiami rodzin i jednostek, z obrazami dramatów zwykłych, ale niesamowitych w swojej zwykłości ludzi sprowadza obce i teoretyczne historie do wymiaru dostępnego dla współczesnego człowieka, do relacji bliskości wydarzeń z lat 60. z naszymi czasami. Słowo, obraz, dźwięk, dym, muzyka. Prosty zestaw narzędzi, który tutaj jest się w stanie przebić przez barierę dwudziestopierwszowiecznej obojętności.
Rzadko się spotyka takie spektakle, gdzie czuje się na plecach oddech aktora, chociaż ten wcale nie rusza się z odległego miejsca. „Chłopaki nie płaczą” – to hasło tym bardziej niemodne, im dłużej na scenie rozgrywają się losy bohaterki. Unikatowy jest widok mężczyzn ukrywających zaszklone oczy w czasie oglądania przedstawienia, którzy z czasem zaczynają rozumieć, że nie warto powstrzymywać łez – w końcu o tym też jest ten spektakl. Płaczą wszyscy, młodym i starym przelewa się po policzkach brzemię historii. „Zapiski…” kończą się tak samo poważnie, jak poważnie się zaczynają. Powaga w ogniu owacji znaczy więcej niż jakikolwiek gest.
Wspomnienia Baral, teksty poetów, pisarzy, tekściarzy składają się na świetny scenariusz, który wydany w formie książkowej z zaznaczonymi pogrubioną czcionką sentencjami powinien funkcjonować jako podręcznik ludzkich relacji. Magda Umer i Krystyna Janda od niczego tu nie uciekają, nie skupiają się tylko na krytyce, nie koloryzują rzeczywistości. Każą nam się zmierzyć z naszą historią, dziejami, z nami samymi. Z tym, o czym na co dzień nie mamy czasu i nie chcemy pamiętać. Z tym, co może znów wejść na tor okręgu i zatoczyć koło po raz kolejny.
Ja się z natury lubię nie zgadzać. Mieć swoje zdanie, opinię, wizję i pomysł na interpretację. Lubię szukać tych argumentów i przedstawiać innym swoje. Lubię się kłócić ze stanowiskiem recenzentów, grup, weteranów, znających się lub nie. Lubię, jak podoba mi się podoba to, co innym nie. Na odwrót także. Są jednak wyjątki, tzw. „dzieła”, które skarbem są praktycznie dla wszystkich. W przypadku których docenienie przez największe festiwalowe jury, to i tak zbyt mało. Takim dziełem są „Zapiski z wygnania”. Bezsprzecznie.
W półtorej godziny rozgrywa się lekcja, której nie zastąpi żadna szkoła. Której ja nigdy wcześniej nie przeżyłem. Lekcja historii prawdziwej, bliższej i bardziej nas dotyczącej niż to się to nam samym wydaje. Lekcja, o której się zapomnieć nie da; o której się zapominać już nie chce.
W pakiecie podstawy programowej zawiera się zbiór romantycznej rozpaczy narodu polskiego spisany na kartkach dzieł wielkich. Pytam dzisiaj jednak: kiedy do kanonu wpiszemy spektakle, filmy, historie, piosenki? Utwory, które w nauce historii, życia w społeczeństwie czy języka ojczystego pomogą lepiej niż najlepszy podręcznik. Kiedy wykorzystamy to, co już jest? Co ktoś już świetnie zrobił. Kiedy obejrzymy „Jutro idziemy do kina” Michała Kwiecińskiego, damy wolność interpretacji przy „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni, przeczytamy biografię i przemyślenia ludzi, którzy wierzą i myślą inaczej?
Nie zapraszam dzisiaj nikogo „na nazwisko”, a na wykonanie. Kim jest dla kogo Krystyna Janda? Nie wiem i niech to lepiej każdy zostawi dla siebie. Dla mnie w teatrze, który sama stworzyła, w teatrze o nazwie POLONIA, w takim spektaklu jest Gwiazdą, a nie celebrytką.
Dlaczego spektakl należy zobaczyć? Żebyśmy, parafrazując fragment scenariusza, „ze swoim antysemityzmem nie zostali sami”.
Ja sobie, Wam, nam wszystkim chciałbym życzyć takich spektakli. Więcej i częściej. Chodźmy do teatru, nawet jeśli nie mamy blisko. Teatr nie boli. A jak boli to zdrowo. Bo ten ból to nasza własna, skostniała i uwspółcześniona zasługa.
Michal Prus
PS Nie mówmy, że nie mamy czasu na „chodzenie do teatru”. Ja na „Zapiski…” szedłem półtora roku. Ale lepiej późno niż no… Bo warto. Naprawdę.
[autor jest studentem I roku reżyserii w Akademii Tetralnej, fillia w Białymstoku]
Źródło: https://www.aict.art.pl/2022/02/10/od-historii-uciekac-nie-warto-bo-powtorzy-sie-na-pewno/