„Koleżenisz się z Warszawą?” – zapytałam Sylwię Chutnik przy okazji akcji Warszawa Czyta w 2013 roku, której główną bohaterką była powieść Cwaniary. „Pewnie, ale status związku mamy: to skomplikowane” – odrzekła autorka. Jej bohaterki odpowiedziałyby tak samo. Superbohaterki – trzeba nadmienić. Halina, Celina, Bronka i Stefa zdążyły zaludnić czytelniczą wyobraźnię niczym „Supermen” czy „Wonderwomen” ze społecznym przesłaniem. Teraz z komiksowej minipowieści, jaką jest książka Chutnik, zawędrowały na teatralną scenę. Tu niczym Feniks zmienią się, przeobrażą, wyśpiewają swą nową wendetę na nowy sposób. I zatańczą. W scenografii, co niby cmentarna jest, a niby…
Bez jedzenia i bez spania,
Byle byłoby co pić,
Kiedy na harmonii Feluś zaiwania,
Trzeba tańczyć trzeba żyć.
Czy cmentarz to czy może salon? Salon piękności – a co!, każda ma prawo mścić się w profesjonalnie pomalowanych paznokciach.
Zwano ją Czarną Mańką wśród ulicy (...)
Nęcił czar jakiś spod źrenicy, gdy przechodziła...
Nie, wcale nie zawsze chodzą wszędzie razem, to nie papużki-nierozłączki. Jedna z apartamentowca na Mokotowie, druga znowu z dalekiej Pragi, ogrzewania nie ma nawet centralnego. Wiadomo przecież, że w dwóch tak różnych dzielnicach nawet śmieci są różne. Cwaniary pokazują, jak skomplikowane i niecukierkowe jest siostrzeństwo, jak pod wspólną kobiecą mocą tlą się konflikty, jak energia psychiczna przeradza się w agresję, i że ta agresja nie od razu jest wspólna. Niesamowite, co potrafi połączyć kobiety, które w obojętnych okolicznościach nawet się nie lubią(lub nie lubiły za życia).
Już księżyc lewym okiem mruga,
Mruga latarnia jedna, druga...
Pewne sprawy lepiej rozumie się po śmierci.
Halina jest w ciąży. Jej Antek się bił, aż go zabili, i co teraz robić? Snuć się i płakać? Zalepić się pańską skórką, smakołykiem domowym – cmentarnym? „Nie, my tu w Warszawie działamy inaczej” – pisał Leopold Tyrmand. Ach, te cmentarze warszawskie – wzdychałby ten nieutrudzony bard stolicy – tu nie skończyły się czasy niezapomnianych krzywd, blizn na zawsze otwartych, nie. Halina nie zapomina ze łzą skruchy w oku. To chyba najbardziej dziwi/zachwyca w Cwaniarach – powaga/niekoturnowość, szaconek dla tradycji, wpisany w tekst w nietradycyjny sposób.
Z szaconkiem, bo się może skończyć źle,
Gdy na Gnojnej bawimy się.
I na dwa obrót.
"Jestem chyba ładna?"
Stefa jest kosmetyczką, powierniczką kobiecych problemów i sekretów. Lubi wyglądać ładnie. Jej mąż też lubi, kiedy Stefa wygląda, ale cóż…
Raz ją poklepie, raz ją pobije
i chwalić Boga, jakoś się żyje.
Boks i botoks – jak to się mówi – nie takie rzeczy. Według szacunków ponad 700 tysięcy (do miliona) kobiet w Polsce pada ofiarą przemocy domowej. Zgłoszeń na policję, czyli założonych niebieskich kart – przypada na ten milion 74 tysiące. Zatem Stefa także ma nóż. Głęboko w szufladzie, obok wacików i buteleczek z kwasem hialuronowym. Podobno u kobiet poddanych stałej przemocy realny strach miesza się z irracjonalnym lękiem. Ich myśli są czarne. Przyszłość czarna. Nigdy nie osadzą się w pozytywnym scenariuszu. Tymczasem „lubię pozwalać na zemstę ludziom, którzy zwykle są w kinie pokazywani jako ofiary” – odpowiada na to Quentin Tarantino. Zemsta wchodzi w jego filmach w miejsce lęku, i o Cwaniarach, to pewne, powiedzieć można to samo.
Dwa, trzy, cztery, i…
tańczmy na dwa pas.
Nasze tango andrusowskie!
Niewielu pamięta, że tango ma swoje początki w walce na noże.
Siema Halina, no siema Celina, no chodź, opowiem ci, co u mnie.
I na trzy obrót.
I jeszcze raz.
Siema Halina, no siema Celina, no chodź…
I na trzy – noc.
Latarnie ciemno świcą,
smętnie gwiżdże nocny stróż...
Na raz, na dwa, na trzy?
I znów dzień.
Eej, ale ja jestem chyba zakochana. Oto Celina – bo tak też bywa, że się cwaniara czasem zakocha. I czasem w tym samym chłopaku, co koleżanka i co wtedy? „Muszę być trochę jak Mia, bezkompromisowa nastolatka z filmu Fishtank Andrei Arnold” – mówi Celina. Być twarda i ostra. Koleżance rzucić kamieniem w okno, zmiażdżyć nos. Zasada numer jeden... Ale, ale. Dość tych obrazów, pchających się namolnie pod powieki. Inne zasady obowiązują za życia, inne za śmierci.
Harmonia z cicha na trzy-czwarte...
Na cztery jest Bronka.
Bronka ma swoją walkę najtrudniejszą, bo krótką. Kasa? – jest. Uroda – dobre sobie, kiedy można wstrzyknąć te wszystkie rzeczy pod skórę. Zdrowie? No właśnie, co z tego że masz mieszkanie na 100 metrów, kiedy biegniesz korytarzami, białymi korytarzami, mijasz pokoje z kanapami miękkimi, plazmami bez sensu, po to tylko, żeby… No, takich ministrów zdrowia nikomu nikt nie zazdrości.
Warszawo ma…
Możemy spekulować: Halina nie ma dobrego kontaktu z mamą. To silnie obecny topos w literaturze kobiecej lat dziewięćdziesiątych/wczesnych dwutysięcznych: matka PRL-owska, chłodna, zapracowana, a Babcia fajna i żywa, umorusana w mące. Kojarzy się z ciałem, kuchnią, zapachem pierogów. Pisała o tym Agnieszka Mrozik w Akuszerkach transformacji. Halina – jak na przykład Dominika z Piaskowej góry Joanny Bator – świetny przepływ ma z babcią. I tu – jak wszystko w Cwaniarach – dzieje się po warszawsku. Dla każdej z nich Warszawa to inna śmierć, inna odbudowa, i każda w tej śmierci/odbudowie uczestniczy. W ten sposób Cwaniary rozpoznają specyfikę tkanki polskiej stolicy – tu nic nie ginie, wszystko się tylko przemieszcza.
Babcia pamięta, jak w bluzce w kwiatki, w sukience, rajstopkach… i jak się było narażoną na spojrzenia. Wrzaski, ręce…
Harmonia z cicha na trzy-czwarte łka,
Ferajna tańczy, ja nie tańczę.
Nic nie ginie, wszystko się w tańcu przemieszcza. Złe się ciągle wydarza, a życie dziewczyny toczy się dalej –
– no to się mszczę!
Wendeta to zawsze był główny temat Cwaniar. Czy to w komiksie, czy to w piosence. Zemsta za miasto, zemsta za krzywdy, zemsta za ból, ten własny i ten zbiorowy, lokatorski. Ale nawet ten zbiorowy jest niczym własny, bo Pani Zemsta to bardzo indywidualna sprawa. I właśnie, jak u wspomnianego Tarantino, zawsze jest słuszna, zawsze jest krwawa. Gdy chodzi o słuszny cel, nie ma przebacz. Chutnik zaproponowała kontrowersyjne na gruncie feministycznym podejście do przemocy. I tym wygrała. Bo to podejście rymuje się z warszawskim mitem. Tutaj w Warszawie inaczej jest niż w Ameryce, „tutaj gra od początku jest ściemniona“ – mówiła pisarka. Tu nigdy nie skończyło się Powstanie, na różne sposoby, ale wciąż, w rytm tej samej mitologii, trwa. A być powstanką, to być romantyczną. Cwaniary zatem to dziarskie romantyczki. Nabierają się na wielką walkę o miasto: poświęcenie, ofiary, a na końcu... A co jeśli koniec jest właśnie początkiem?
W rozwirowanym, nieciągłym walcu i tangu czas nie idzie do przodu, lecz wciąż zawija i wciąga w korowód.
Jak pić to pić do dnia
a harmonia bez przerwy niech gra
jak pić to pić…
W ten taniec, taniec w rytmach ballady podwórkowej wciągnięta została i Hanka Stanisława Grzesiuka, i idea #metoo, i nasze własne domowe historie, i przyjaźń dziewczyńska, i lu!, na dwa pas.
Pisze się o tym trudno, ale na scenie wszystko jest możliwe. Bo z dziewczynami.
a harmonia bez przerwy –
Nic się nie kończy, życie, śmierć, wszystko się tylko przemieszcza.
I może tylko na koniec ważne pytanie: warto przypomnieć o sile i znaczeniu tytułu: dlaczego właśnie Cwaniary? (Czy Sylwia Chutnik nie powinna dostać jakiejś nagrody za wprowadzenie do słownika tego terminu? Co tam „jesieniara”, kiedy „cwaniara” od dawna już rządzi!). Cwaniak warszawski – kto go nie zna, nie kocha: a to balladę zanuci, kieliszek chwyci, a to pannę w walczyku lub tangu. I poobraca, jak między zębami obraca się zapałkę.
Najpierw wódeczka, potem usteczka
W kaszkiecie na bakier, nie mówi się nawet na to czapka, mówi się oprychówka. Stanisław Grzesiuk wspaniale z przytupem zapisał urok cwaniaka, potem zrobił to Tyrmand. A tu nagle panna Mania, panna Hania wpada w ciemność bladych latarni ulicznych, ma swoje krzywdy do pozałatwiania:
Skradł jej całusa, ona mu zegarek.
I fajno jest.
I równo jest.
Marta Konarzewska – scenarzystka, polonistka, autorka tekstów różnych gatunków i form. Dramaturżka i współautorka spektaklu Cwaniary. Z Agnieszką Glińską współpracowała także przy Pannach z Wilka w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie