Przede wszystkim nowy teatr, znajdujący się w miejscu, gdzie mieściło się Kino Ochota, charakteryzuje się ciekawym zaaranżowaniem przestrzeni. Scena znajduje się na środku sali, a z dwu stron otacza ją widownia. Sala kinowa przerobiona na teatralną daje możliwość dobrej widoczności sceny usytuowanej na środku. Ponadto widzowie uczestniczą w spektaklu, wszystko dzieje się pośród nich. Ta bliskość aktora i publiczności leżała od początku w założeniach reżysera. Spektakl został dostosowany do polskich realiów. Uwaga została skupiona na kwestiach seksualności, a właściwie homoseksualizmu i religii – dewocji. Pokazano jak teoria mija się z praktyką, jakie rzeczy robi się na pokaz, jak stwarza się pozory. Ludzi nie można oceniać po zewnętrznych pozorach albo utartych stereotypach, ale należy poznać człowieka i spróbować zaakceptować go takiego, jakim jest. A wszystko to zawarte w bardzo dobrych dialogach – krótkich, treściwych i humorystycznych. Dużym atutem tego spektaklu jest sposób przedstawienia postaci poprzez zachowanie, emocje i na końcu słowa. Ciekawie zbudowana kompozycja, intrygujące perypetie i uwikłania bohaterów. Wszystko jakby zamotany kłębek włóczki, a jednak nie ma żadnych supełków. W języku pojawia się sporo wulgaryzmów, ale kontekst i sposób wypowiedzi, jak i konstrukcja spektaklu, dają możliwość akceptacji takiego stanu rzeczy. Właśnie wspomniana już gra aktorska jest mistrzowska. Obsada mówi sama za siebie: Maria Seweryn, Arkadiusz Janiczek, Jerzy Łapiński, Rafał Mohr i Karol Wróblewski. W tym spektaklu na szczególne wyróżnienie zasługuje Rafał Mohr – wybitne aktorstwo, stuprocentowa wiarygodność bohatera, ruch i śpiew to majstersztyk. Oczywiście, jak w całym spektaklu, w budowaniu postaci granej przez Mohra znaczącą rolę odegrały stereotypy dotyczące homoseksualisty i wierzącego. I jeszcze Arkadiusz Janiczek, który zaskakuje swoją charakteryzacją i samą rolą. Ponownie Janiczek pokazał swój dobry warsztat aktorski. Kostiumy współczesne idealnie pasowały do przekazu spektaklu. Diabeł tkwi w szczegółach, a tutaj nie ma się czego przyczepić, bo wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, nawet różowe skarpetki „pedała”. Podobnie jest ze scenografią – skromnie, ale wystarczająco. Muzyka to stare kawałki, znane wszystkim – przeplatane współczesnymi dialogami i problemami– stanowią pewnego rodzaju odskocznię, ale też komentarz wydarzeń. Kontrast bardzo ciekawy i nie razi widza. Pochwała należy się za zabawę światłami. Teatr zrobiony z sali kinowej, a oświetlenie pierwsza klasa. Ponadto w spektaklu prawie cały czas toczy się gra barw ciepłych z zimnymi. I jaki jest finał spektaklu? Sami bohaterowie odnosząc się do tytuły powtarzają: „Darkroom – ciemny pokój, gdzie wszyscy się pieprzą”. Spektakl to pewnego rodzaju komedia, ale metaforyczne rozumienie przesłania i związane z nim tytuły mogą zatrważać. Jednak należy pamiętać, że to teatr i pewne zjawiska dla lepszego przedstawienia zostały przerysowane.