Ucho, Gardło, Nóż
Nazywam się Tonka, z domu Babić. Nie mogę spać. Tak zaczyna się pełen złości, bólu i grozy wielki monolog Krystyny Jandy.
Nazwisko panieńskie bohaterki jest tu bardzo ważne. To serbskie nazwisko. W Chorwacji to nazwisko wroga, powód do odrzucenia poza nawias społeczeństwa. Tonka opowiada nam o okrutnej wojnie, która wyzwoliła w ludziach nienawiść, zło i zbrodnicze instynkty, a w niej samej pozostawiła poczucie bezsensu życia i uczuciową pustkę, syndrom posttraumatyczny, jak orzekli psychologowie. "Wojna jest traumą - mówi. - Ale pokój po tej wojnie to dopiero trauma." Na te bolesne doświadczenia nakłada się też kryzys starzejącej się kobiety, poczucie obcości w świecie kreowanym przez komercyjne media.
Monolog Tonki to chaotyczna, pełna dygresji i wulgaryzmów opowieść cierpiącej na bezsenność kobiety, która pragnie wykrzyczeć swój ból, ale nie oczekuje zrozumienia ani pocieszenia, bo wie, że to niemożliwe.
Janda znakomicie pokazuje tę emocjonalną huśtawkę, przez cały czas zresztą po mistrzowsku balansując na granicy kreowanej postaci i prywatności. Jest zarazem Serbką, Tonką z domu Babić i Krystyną Jandą, polską aktorką, przemawiającą przecież do polskiej publiczności. Dzięki temu udało jej się wydobyć z tekstu Vedrany Rudan walor uniwersalny. Monolog Tonki jest opowieścią o wszystkich kobietach doświadczonych stygmatem wojny.
Janda gra monodramy od wielu lat. Jak mówi, jest to znakomita szkoła warsztatu aktorskiego. "Ucho, gardło nóż" to potwierdza. Aktorka przez blisko dwie godziny utrzymuje kontakt z publicznością, tworzy i kontroluje napięcie emocjonalne, by zakończyć spektakl na najwyższej nucie, po której może nastąpić tylko cisza. I taka najpiękniejsza w teatrze cisza trwa długo, zanim wybuchną oklaski.
Andrzej Dziurdzikowski