"Darkroom" - to wbrew tytułowi (mroczny labirynt, w którym nie wiadomo, jak się poruszać i na co można trafić) lekka, przyjemna i inteligentna historia. Bohaterami są: młode małżeństwo, ich przyjaciel gej oraz konserwatywny dziadek Stanisław. Postaci są mocno zarysowane, zaś dialogi jędrne, pełne odniesień do aktualnych obyczajowych i politycznych sytuacji. Tym mocniejszych, że Przemysław Wojcieszek akcję opowieści przeniósł w polskie realia. Są więc tu poplątane historie rodzinne, bolesne doświadczenia, brak miłości i tematy tabu.
Dobrze zastosowany skrót, celna metafora, dobre dialogi w połączeniu z energią aktorów dają dynamiczne przedstawienie, w którym ani jedna minuta nie zostaje zmarnowana. Paradoks polega na tym, że ten słynny teatr słowa realizowany jest na deskach prywatnego teatru, a nie w dotowanym Teatrze Polskim czy Narodowym. Ale taki jest teatr komercyjny na całym świecie - opowiada prostymi słowami historie bliskie publiczności, tłumaczy jej otaczającą rzeczywistość. Od niedawna mamy go również dzięki Wojcieszkowi i innym młodym dramaturgom w Polsce.
(Izabela Szymańska, Gazeta Wyborcza Warszawa)
Perłą tego spektaklu jest Rafał Mohr. Celny w każdej rzuconej kwestii (wzbudzając raz po raz śmiech widowni, który tak lubi Wojcieszek), zmysłowy w każdym ruchu i geście, wzruszający jako król karaoke, gdy śpiewa przeboje Violetty Villas i Ewy Demarczyk (swoją drogą ciekawie zaaranżowane).Nie ma zresztą w tym spektaklu złych ról. Świetnie dopełnia tandem gej bigot Jerzy Łapiński, grając dziarsko i z błyskiem w oku, z miejsca zdobywając sympatię publiczności. Maria Seweryn stworzyła przejmującą, choć dyskretnie zarysowaną postać rozczarowanej życiem, ale silnej dziewczyny. (...) Słowem - w Polonii znów sukces, a co ważniejsze - pomysł i odwaga.
(Iza Natasza Czapska, Życie Warszawy)