Na trzy dni przed premierą spektaklu "Romulus Wielki", w Teatrze Polonia PAP Life rozmawiał z reżyserem sztuki Krzysztofem Zanussim o aktualności tekstu Friedricha Duerrenmatta i o tytułowym bohaterze.
PAP Life: - W latach 40. Duerrenmatt rozprawiał się w tej sztuce z Niemcami, ideologią nazistowską. A jak w obecnych czasach odczytuje pan "Romulusa Wielkiego"
Krzysztof Zanussi: - Ta sztuka zyskała po latach jakąś inną, nieoczekiwaną aktualność, która mogłaby zadziwić samego autora. Przedmiotem troski tego Szwajcara, Germanina, było krytycznie spojrzenie na to, do jakiego kataklizmu mógł doprowadzić ten wspaniały rozwój cywilizacji germańskiej. W tej chwili możemy zobaczyć coś innego: nasza cywilizacja, tzw. euroatlantycka, również staje przed dylematem, jak utrzymać wierność naszym ideałom, dzięki którym będziemy mogli się obronić. Nie możemy sobie pozwolić na cynizm, na nihilizm, bo w przeciwnym razie ta cywilizacja się rozsypie, choćby była technologicznie najbardziej rozwinięta.
PAP Life: - Tekst traktuje o wydarzeniach dość współczesnych, natomiast scenografia, stroje bohaterów nawiązują do czasów wręcz antycznych.
K.Z.: - Spektakl ten emanuje anachronizmami i żeby nie wyszło masło maślane nie mogę jednego anachronizmu nakładać na drugi. Musiał się więc pojawić kontrast. Jest to wystawione jak pieczołowicie zrekonstruowana historyczna ramota. I wtedy widać jak ten tekst i sposób myślenia, etc. nie przystają do tego pozornego historycyzmu. O to Duerrenmattowi chodziło i pozostałem temu wierny.
PAP Life: - Silnie akcentuje pan główną postać Romulusa.
K.Z.: - Nieco wbrew autora sztuki Romulusowi przeciwstawiam postać Emiliana, czyli człowieka, który jest dla nas bohaterem, dla nas kimś na miarę powstańca. Duerrenmatt go ośmiesza natomiast my w tej sztuce tego nie robimy. Próbujemy powiedzieć, że to jest ta druga racja, racja emocjonalna, którą przeżywa kosztem swoich cierpień. I to bardziej przystaje do naszej świadomości. My nie mamy o naszej ojczyźnie takich myśli, jakie muszą mieć Niemcy. Nie powiemy, że nasza ojczyzna morduje i wtedy odwołuje się do naszego patriotyzmu. Mieliśmy wiele potknięć w historii, ale nie aż tak strasznych. Dlatego to ma inny stopień uogólnienia. I jeżeli dzisiaj choćby Niemcy głosząc epokę postmodernizmu zaczynają głosić zbędność bohaterstwa i poświęcenia, to my nie możemy im przytaknąć. My tak nie myślimy, ponieważ wiemy, że istniejemy dzięki temu, że ktoś dla nas wywalczył naszą niezależność i wolność.
PAP Life: - A kim jest dla pana cesarz Romulus?
K.Z.: - Jest takim smutnym filozofem. Tak to zostało napisane w sztuce i tak to Januszowi Gajosowi naturalnie wychodzi. To jest człowiek, który jest smutnym błaznem. On nie błaznuje naprawdę, ale smutnie szydzi sam z siebie i świata, który próbuje uwolnić od siebie i swojej misji.
PAP Life: - Autor tworząc rolę Romulusa zakładał, że nie będziemy jej lubić. Czy Romulus, którego zobaczymy w Polonii budzi niechęć czy lekką sympatię?
K.Z.: - Postać cesarza stara się być antypatyczna na początku, ale my od razu wiemy, że go polubimy. Zresztą tak być powinno.
PAP Life: - A sam tekst?
K.Z.: - To jest bardzo samobójcza sztuka. Co prawda samobójstwo na końcu dramatu też jest nieudane. Jest bardzo szydercza, ale w gruncie rzeczy jakaś ciepła - czuje się za nimi głęboką wiarę w sens intencji człowieka, w to, ze się szuka sprawiedliwości i prawdy, a nie tylko władzy i powierzchownego sukcesu.
PAP LIfe: - Dał pan dużą swobodę aktorom?
K.Z.: - Tak, ponieważ jest to technika, którą stosuję przy pracy nad filmami. Muszę wtedy brać to, co aktor ma mi do zaproponowania. W teatrze również korzystam z takiej rutyny filmowej, że ja przychodzę i wybieram, niż proponuję. Jeśli chodzi o głównego bohatera, to miałem łatwy punkt startu, bo bardzo lubię aktorstwo Gajosa. Spotkałem się z nim trzy razy w filmie. Uważam, że jest świetnym aktorem. Czerpię radość z jego propozycji. To tak jak słuchać dobrego instrumentu. Swoją drogą "Romulus Wielki" jest jednym ze spektakli, które się robi dla aktora. To dla obsady będziemy chodzić na to przedstawienie.