Logo Fundacja

Recenzje

kup bilety online

Teatr w budowie

OBSADA:

ROBOTNIK (jeden z wielu)
Ja sam sobie dom stawiałem, ja wiem, co to jest.
SPECJALISTA (jeden z wielu)
W projekt wszedłem, jak to zwykle bywa, z układu. Pan Wojtek był na imieninach pani Krystyny i zadzwonił od pana Adama, a pan Adam zadzwonił do mnie.

ASYSTENTKA
Zajmuję się jej impresariatem od dwóch lat. W teatrze jestem od produkcji spektaklu „Ucho...”. Ale w rzeczywistości każdy robi tu, co może. Dostaję zadania: kafelki, kibelki, brodzik, syfony, drukarka... Słyszę „potrzeba 160 metrów sześciennych betonu” i biegnę, szukam.

PRACOWNIK BIURA
Pocztą pantoflową tu trafiłem, a może z ogłoszenia... nie pamiętam, chyba to przespałem. Najpierw pracowałem w Złomreksie i nagle znalazłem się tutaj. Robię wszystko co trzeba – kawę, herbatę, umowy, księgowość, telefony. Potem mam przejść na kasę.

PANI ARCHITEKT
Architekt przede wszystkim musi być psychologiem. Przecież jak klient przychodzi, to ma jedno z dwóch marzeń: jak u Kowalskiego albo nie jak u Kowalskiego. Przez pierwsze spotkania to jest zawsze udawanie, bo panie się wstydzą, że lubią złote rozetki, a potem następuje otwarcie.

KIEROWNIK FIRMY BUDOWLANEJ
Menedżerka ściągnęła mnie, ja ściągnąłem hydraulików, tylko elektrykę musiał robić ktoś, kto już się zna na teatrach.

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA
Byłam konsultantem, zarabiałam grubą forsę za godzinę. Teraz mam parę złotych na miesiąc i jestem dziewczynką na posyłki. Z wykształcenia jestem ekonomistą, ale kocham teatr, zawsze kochałam, chodziłam do Akademii jako wolny słuchacz. A przede wszystkim kochałam panią Krystynę.

CÓRKA
Włączyłam się jako córka mojej matki. Pomagam jak mogę – noszę mamie torebkę, podaję kawę, dostarczam papiery.

MĄŻ
Na światłach znam się z racji zawodu, na budowlance przez remonty domu, więc staram się pomagać Krysi. Włączyłem się po powrocie, robiłem zdjęcia do filmu Marka Koterskiego.

KJ
Kiedy przestaniecie tu przychodzić? Ile można zbierać materiał?!
(dzwoni telefon, KJ odbiera)
...halo... Jak to kto? Krystyna Janda!

KRYSTYNA JANDA: Zanim o cokolwiek zapytacie, to wam coś powiem: ja piszę od 15 lat. Naprawdę nie wiem, jak wy to chcecie opisać. Ja bym z tego mogła monodram zagrać…

Wnętrza kina Polonia. Ściany odrapane z tynku. Pył. Łomot wiertarek.

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Tu będzie hall, dalej mała scena i w dawnej sali kinowej duża. Tu były filmy, ekran i krzesła. Już ich nie ma, fotele pojechały do jakiejś organizacji pozarządowej, ekran poszedł na śmietnik. W miejscu ekranu będzie scena.

Kino Polonia, w bramie. Na podwórku cisza, spokój, dwa kontenery gruzu, dwie betoniarki stoją nieruchomo. Dawne kino zostało w części kupione, w części wydzierżawione i teraz w środku trwa intensywny remont. Krystyna Janda buduje swój teatr.

KJ: Ale kto mi taki monodram napisze? Tego sobie nawet wyobrazić nie można! Normy, przepisy. Ta budowa to jest taka soczewka – tu się wszystko odbija: system, państwo, ludzie. Mentalność. Urzędnicy w sieci paragrafów, wiecznie przestraszeni, nie chcą podejmować żadnych decyzji, niczego podpisać. Ja rozumiem, że pani za biurkiem nie może nagiąć przepisów, bo straci pracę. Ale jak mam przyjść do urzędu, to oni całymi działami na urlop idą!

Srebrny mercedes, wysiada KJ. Czarna spódnica, czarny żakiet, koralowe długie kolczyki, usta koral.

KJ (do Menedżerki): Jestem. Dzwoniłaś? Są? Odpowiedzieli? Gdzie plan? Pani architekt była? Będzie? Ja zwariuję! Jadę zaraz do Opoczna.

Mały czerwony samochód Asystentki. Ciasno. W drodze z miejsca zakupu kafelków do miejsca budowy.

KJ: Na początek będzie „Ucho, gardło, nóż” – stek bluzgów, ale to ważny tekst, to trzeba pokazać. Monolog 50-letniej Jugosłowianki. Nie może spać w nocy. Co ta wojna z nią zrobiła! To wszystko, co się dzieje na świecie, co to z nią zrobiło! Niby normalna kobieta, a w środku... To jest taka terrorystka...! Świetny tekst.

MĄŻ: Nie wie pani, jak to się zaczęło? Nie rozmawiała pani z Krysią? Zaczęło się od sławnego konfliktu w Teatrze Powszechnym. Krysia była tam aktorką, która utrzymywała cały teatr swoimi przedstawieniami, otrzymując za to gażę taką jak wszyscy, także ci niedochodowi... była tam szczęśliwa i grała bardzo dużo… no i nowo powstała rada artystyczna uznała, że jest aktorką zbyt komercyjną... nie pasuje do profilu teatru. Tak zdecydował zespół po dyskusji i głosowaniu.

„Ulżyło wam? Teraz się zastanawiacie, co cię gryzie stara raszplo, dawaj, opowiadaj, posłuchamy. (...) Jesteś stara. Zastanów się!
No to co jest? Odbiło ci? Tak. Uważajcie”.
Vedrana Rudan, „Ucho, gardło, nóż”

KJ: Dlaczego teatr? Ze złości.

MĄŻ: Nie było innego wyjścia, jak stworzyć jej miejsce, w którym będzie nieograniczona, będzie grała i żyła zgodnie ze swoją osobowością. Poza tym, co miałem powiedzieć? „Nie zgadzam się, lepiej przestań grać”? Nie mogłem. Więc sprzedaliśmy dom w Warszawie i to plus wszystkie oszczędności włożyliśmy w teatr.

KJ: Tylko nie wiem, czy na scenie mi przez gardło przejdzie „chuj ci w dupę”.


AKT I

MĄŻ: Krysia dostała ofertę Fabryki Wódek na Pradze, miała zostać dyrektorem artystycznym. Ale sytuacja była tak zawiła, że wróciliśmy do koncepcji własnego teatru, pełnej niezależności. Zaczęliśmy szukać obiektu. Na początku był pomysł, aby zaadaptować piwnicę na Mokotowie, dawną salę kinową związków zawodowych, którą przejął teatr „W drodze”. Rozpoczął przebudowę i zniknął... Szukaliśmy dalej i natrafiliśmy na kino Polonia, przestrzenne i świetnie położone...

KJ: Wie pan, co tu miało być? Restauracja afrykańska... Ja wygrałam przetarg. Z Afrykanami.

MĄŻ: Po likwidacji Polonii powstało tam kino porno, które splajtowało... chyba jedyny taki przypadek w Europie.

Kino Polonia. Budowa. Upał. Robotnicy siedzą na paczkach izolacji. Jeden pali. Drugi nie.

ROBOTNIK 1: Daj papieroska. O 12. nawet diabeł nie robi.
Cisza. Nic nie robią.

ROBOTNIK 1: Budowałeś już kiedyś teatr?

ROBOTNIK 2: Eeee... (uśmiech)

Wchodzi KJ. Piaskowa lniana sukienka, złote klapki, na szyi bursztyny.

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Pani Krystyno, zamówiłam grzejniki do biura, jak pani chciała, tylko trochę ciemniejsze, marengo. Nie wiedziałem, czego sobie pani życzy. Mogą być chropowate…

KJ: Ale te ściany są szare, a grzejniki marengo... Marengo nie będą za ciemne?

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: To tylko odcień… Zresztą są tylko marengo.
KJ: Czyli nie będą za ciemne. Dobra, bierzemy, gładkie.

W samochodzie.

KJ: Niedawno zadzwonił do mnie kolega i zapytał, dlaczego jestem taka smutna ostatnio. Odpowiedziałam: „Bo brakuje mi 160 metrów sześciennych betonu”.

Pauza.

KJ: Wszystko robię sama. Jeżdżę, proszę - i dostajemy płytki, armaturę, beton. Ale szczegóły to już warunki handlowe, muszą pozostać tajemnicą. Jadę, uśmiecham się, jak trzeba płaczę. Sami zresztą zaraz zobaczycie...

Biura fabryki. Powiew klimatyzacji i uśmiechnięte panie. W salonie małe poruszenie, klienci dyskretnie oglądają się przez ramię na KJ. Kawa, herbata. Wchodzi kierownik sprzedaży z katalogami.

KJ: Czyli za ile?

KIEROWNIK SPRZEDAŻY: Barterem nie mogę, słowo daję! Ale sprzedam po cenie produkcji! I ma pani od razu. Może pani budować dalej i dział promocji obchodzimy…

Asystentka wyjmuje kalkulator, liczy.

ASYSTENTKA: 300 mkw. podłogi plus 150 mkw. ścian, w sumie 450 mkw., czyli i tak parę tysięcy złotych.

KJ: Jezus, i skąd ja wezmę parę tysięcy…

KIEROWNIK SPRZEDAŻY: Jakbym mógł… ale nie mogę…

ASYSTENTKA: Nie mamy, ale musimy, pani Krystyno, płytki potrzebne.

KJ: Dobrze, dobrze, te i tak najtańsze... Bierzemy.

KIEROWNIK SPRZEDAŻY: Przyniosę próbki, kolory pani wybierze.

Wraca z próbkami, katalogiem i z filmem DVD „Człowiek z żelaza”. Płytki kładzie na stole.

KIEROWNIK SPRZEDAŻY: Proszę, dwa odcienie szarości.

KJ: Piękne. Ciemne na ściany i jasne na podłogi, co?

ASYSTENTKA: Tak, piękne, ciemne na ściany, jasne na podłogi.

Kierownik podsuwa film.

KIEROWNIK SPRZEDAŻY: Pani Krystyno... głupi bym był, jakbym nie skorzystał… mogę autograf?

Budowa.

KJ: No, bo skąd ja miałam wiedzieć, skąd się bierze beton?! Wie pani, skąd się bierze marmolada według blondynki? Obiera się pączek. Przecież nie będę obierała słupa…
Skąd mam wiedzieć, kto to produkuje i skąd mam wziąć numer?! Przejeżdżał samochód, samochód z wielkim napisem „cementownia”. Zadzwoniłam. Cementownia Górażdże. Zapytałam „czy pan prezes?”, przedstawiłam się „Krystyna Janda, aktorka” i zaczęłam tłumaczyć, że buduję teatr i nie mam o tym pojęcia.

Przed biurem na budowie.

KJ: Właśnie widziałam się ze znajomym, który prowadzi fundację. Udzielał mi lekcji. Bo skąd ja mam się znać na fundacji?! A za godzinę przychodzi pan ze STOEN-u i będę się uczyć o prądzie. STOEN to prąd – to już wiem.

Przed wejściem do kina Polonia.

KJ: Chcę tu wody i telefonu. Boże, ja już w ogóle nie śpię… Dobrze, że przynajmniej mamy takie duże popielniczki (strząsa popiół do taczki przy wejściu).

Pazua.

KJ: Tak, proszę państwa, powstaje prywatny teatr w Polsce. Normy europejskie – drzwi, okna, bar, odległości, wysokości, drogi ucieczki, hydranty.
Po co komu 60 cm terenu operacyjnego przed sedesem???

CÓRKA: Mąż mamy mi powiedział: „Zobaczysz, aktorstwo może być nudne w porównaniu z tą budową”.

KJ: Dzwoni do mnie Józefowicz i pyta „Krysia, co robisz?”, a ja oglądam pręty zbrojeniowe. „My nie jesteśmy od tego, ty powinnaś grać”...

Pauza i do męża.

KJ: Chciałam ci pokazać te blachy. Mam dwie godziny, o 15. zaczynam próby.

AKT II

MĄŻ: Od początku nie było spójnej koncepcji, bo wynika to z warunków zastanych.

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: W lutym ruszyły prace. W kwietniu zmieniliśmy dachy, bo ciekły, zerwaliśmy papy i położyliśmy blachy. Zaizolowaliśmy piwnice – też ciekły. Wywaliliśmy antresolę. Teraz ruszamy z wentylacją, wyprowadzamy kanały na foyer. A w najbliższym czasie otwory drzwiowe i nadproża.

Na ścianie tablica korkowa, na tablicy projekt:
„Nadproże stalowe”:
1. przygotować 4 belki stalowe HEB 180 wg rysunku
2. w ścianie wyciąć piłą bezudarową bruzdę o wymiarach 20x19cm
3. włożyć osiatkowaną belkę stalową...
Te same czynności powtórzyć przy osadzaniu nadproża w drugiej ścianie...

KJ: Mam już cały segregator zgłoszeń od młodych aktorów. Gotowi pracować na każdych warunkach. Jedna panna zdobyła skądś mój prywatny numer telefonu i dzwoniła codziennie, bezustannie. Tłumaczyłam, że nawet nie ma się gdzie spotkać, że to wszystko na razie ruina... Będzie dziś o 12.

Południe. KJ pomiędzy stertami gruzu i konstrukcjami metalowymi.
Wchodzi aktorka. Rozgląda się po ciemnym, wyburzonym wnętrzu.

AKTORKA 1: O kurwa.

KJ: A nie mówiłam, że za wcześnie.

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Panią Krystynę poznałam na „Małej Steinberg”. Widziałam to w Warszawie i zrobiła na mnie duże wrażenie. Spotkałam ją przed próbą, chwilę porozmawiałyśmy i umówiłyśmy się przed kolejnym spektaklem. Potem coś jej zapisałam, przekazałam, coś załatwiłam i z czasem stałam się potrzebna. Ale do dziś zostałam na poziomie fanki.

MĄŻ: Moja żona, oprócz tego że gra, robi wiele innych rzeczy, przy których niszczą jej się paznokcie, a jako aktorka musi być zadbana, więc chodzi na tipsy. I tam na Miedzianej poznała panią architekt.

PANI ARCHITEKT: Poznałyśmy się na pazurach! Mam dużo bogatych klientek, które – jak mnie widzą po czterech godzinach na budowie, pod patyną kurzu – mówią „Wie pani, mam taką świetną kosmetyczkę...” i posyłają mnie. Idę i okazuje się, że kosmetyczka ma inne bogate klientki, które mają domy, pieniądze i marzenia. I tak też poznałam panią Jandę. Poszłam do Studia Paznokcia i tak się złożyło, że pani Krystyna też tam była. Rozmawiała przez telefon, a ja z pełną życzliwością patrzyłam, jak gra gwiazdę. Potem zaczęłyśmy rozmawiać o dzieciach i miło nam czas minął.

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Miałam marzenie, żeby robić teatr, swojego czasu chciałam nawet zdawać na teatrologię. Życie jednak zdecydowało inaczej, poszłam na ekonomię, wciągnęłam się w studia, ale cały czas myślałam, że zarobię i postawię własny teatr. I wtedy spotkałam się z panią Krystyną, z moim objawieniem, boską istotą. Zaproponowała mi pracę, nie wierzyłam własnemu szczęściu – ja menedżerem jej teatru!

PANI ARCHITEKT: Przy kolejnej mojej wizycie kosmetyczka powiedziała, że pani Krystyna się pytała, kiedy będę, więc ja też się zapytałam, kiedy ona będzie i zapisałam się w tym samym terminie. W końcu wymieniłyśmy się telefonami i pewnego dnia zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy nie chciałabym zrobić projektu teatru. Odpowiedziałam: „Oczywiście!”. Przecież to takie wyzwanie!

KIEROWNIK FIRMY BUDOWLANEJ: Pani menedżer? Taka ambitna osoba, mądra, zorganizowana. Jak ona z ludźmi potrafi rozmawiać! Ile ona rzeczy załatwiła! Ze 200 tysięcy dzięki niej zaoszczędzili. Wszystko potrafiła przebić, znaleźć, załatwić. I materiały – cement, stal, grzejniki.

KJ: A z panią architekt znamy się, nie wiem skąd, po prostu się znamy. Pomyślałam, że będzie dobra do współpracy z moim mężem, przede wszystkim szukałam dobrych współpracowników dla niego.

PANI ARCHITEKT: Mąż pani Krystyny na pewno zapytał się, czy wiesz, komu zlecasz, bo następnego dnia przyjechał nas obejrzeć. Zwiedził pracownię, przyjrzał się projektom. A ja myślę, że on dobrze wiedział, kto powinien z jego żoną pracować, kto ten napór wytrzyma.

W sali prób. Nad planem.

PANI ARCHITEKT: Już, słoneczko, spójrzmy, to tu stawiamy ściankę, tu robimy wnękę i półkę…

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Jaką ścianę? Wczoraj mówiliśmy, że ściany nie robimy.

PANI ARCHITEKT: Nie robimy? To nie robimy. Czyli ściany nie ma, dobrze… Zatem lustro. Tu puszczamy szeroki pas na dwa kafle. Tylko czy nie za wysoko to lustro?

KJ: Nie, nie, ja jestem w szpilkach. Zawsze.

Budowa.

ROBOTNIK: Pani Janda... Przyjdzie, dzień dobry powie. Nie jest taką gwiazdą. Chodzi tu, pilnuje... (długie milczenie)
Ale myślałem, że wyższa jest.

Na schodkach, z papierosem.

KJ: Zaczynam mówić, jeszcze nie gram całości. We wtorek zaczynam drugą sztukę. Więc ja swój tekst będę ćwiczyć nocami, po godzinach.

AKT III

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Odległość między podłogą i stropem – za mała, w dół zejść nie możemy, bo odkryliśmy piwnice, których na planie nie było, musimy iść do góry. W górze odkryliśmy schody budynku nad teatrem, zniszczone, wymagają wymiany, ale to nie nasze schody, więc nie możemy wymiany brać na siebie.

Robotnik stoi na rusztowaniu, wykręca szyję, wkłada głowę do otworu w suficie, który właśnie wybił.

ROBOTNIK WĄSATY: Ja to wybiłem, żeby zobaczyć, co tu w ogóle jest w środku... Zobacz pan, schowek – w dziurze widnieją drzwi niewielkiej szafeczki. Widzicie te łuki – wskazuje na sufit – teraz już się tak nie buduje.

MĄŻ: Wszystko powstaje w sposób studyjny, na przykład po usunięciu komórki na węgiel ukazało się sklepienie belkowe, którego fragment postanowiliśmy zostawić na wierzchu. Projekt powstaje w biegu, ale nie w sposób nieprzemyślany.

Biuro na budowie.

KIEROWNIK FIRMY BUDOWLANEJ: Przywieźli wczoraj belki, prześwietlili i okazało się, że spawy są złe. Zabrali i zamówili nowe.

PRACOWNIK BIURA: Byłem przy tym, jak prześwietlali, to są promienie rentgena. Skończyli i jeden zapytał „A jak ktoś tam był?”, a drugi na to „A, najwyżej staruszka...”.

Przed budową. Dziewczyna od zarządzania idzie przez podwórko.

MIESZKANIEC Z PSEM: Czy pani ma związek z tą budową? Niech pani przekaże kierownikowi, żeby przykrywali te kontenery z gruzem. Taka folia na Koszykach kosztuje 2 zł. Kurzy się na samochody, telewizory, komputery. Nie sztuka przyjechać limuzyną z kierowcą, sztuką jest utrzymać czystość.

Przed biurem.

PRACOWNIK BIURA: Dlaczego tu jest wszystko zasrane?

MĄŻ: Lokatorzy tu pieski wyprowadzają. Piaseczek leży to wygodnie mają.

PRACOWNIK BIURA: A nie możemy tego zagrodzić?

MĄŻ: Nie, bo to droga dojazdowa do transformatorów STOEN-u.

Następnego dnia przed biurem.

Napis: „Uwaga! Teren po dezynsekcji!!! Prosimy pieski o niekorzystanie – dla własnego bezpieczeństwa – z terenu objętego dezynsekcją”.

Kamienica nad teatrem. Otyła kobieta sprowadza po schodach małą dziewczynkę.

LOKATORKA: No, daj mi rączkę, to szybciej zejdziesz.

DZIENNIKARZ: Szukam tej kamienicy nad teatrem... której mieszkańcy skarżą się na budowę. To tutaj?

LOKATORKA: Oczywiście, że tutaj!

Budowa.

ROBOTNIK WĄSATY: Ja tym ludziom współczuję. (kręci głową) Walę młotem i słyszę, że po tej desce parę centymetrów nade mną ktoś chodzi w tę i z powrotem. Przestałem na moment... słyszę, jak tamten mówi do siebie: „Nie, ja tego nie zniosę”. I wyszedł z pokoju.

Lokatorka piętro niżej.

LOKATORKA: Widzi pan ten dach? Blachą obłożyli. Jak deszcz pada, to taki huk, że nie można wytrzymać! A przedtem była papa, dobrze było, nie przeszkadzało. Sąsiadce cała ściana popękała! Od walenia młotem!

KJ pod drzewem, dopala papierosa.

KJ: Była komisja. Ściana już wcześniej popękała. Mój architekt mówi, że nie ma w Polsce budowy, żeby nie było skarg.

PRACOWNIK BIURA: Szykujemy salę prób do nowego spektaklu. Wyklejaliśmy taśmą kontur sceny i meblowaliśmy pokój – to znaczy wstawiliśmy jeden stolik. Pojawił się dzień wcześniej przy śmietniku. Zacząłem się śmiać, że może do biura się nada, a pani Krystyna: „Oczywiście, że bierzemy!”. Mówię, że przecież już obsikany, a ona, że umyje i będzie świetny.

Opustoszały budynek administracji domów komunalnych. Pokój 22. Pierwsza próba „Stefci Ćwiek w szponach życia” Dubravki Ugresić. KJ – brązowa plisowana spódnica do pół łydki, brązowy sweterek wiązany w pasie, brązowe szpilki.

KJ: Mieszkańcy wykopali sobie piwnice, my chcieliśmy wkopać się głębiej i okazało się to niemożliwe. Wszystko trzeba zrobić inaczej. Dlatego grać będziemy na małej, w hallu, jak się uda w połowie października, jak nie, trochę później. A teraz do tekstu. Rzecz dzieje się współcześnie, w małym miasteczku.

AKTORKA: Jak zrobimy miasto na scenie?

KJ: Dźwiękiem. Zresztą nie wiem, zobaczymy.

AKTORKA: A gdzie ona pracuje?

KJ: No, gdzie? Pracuje gdzieś, nie wiem, może pracować w Instaleksporcie.

Zaczynają czytać.

LOKATORKA: Teatr??? Jak wspólnota pozwoli! Jak pozwolimy na wpuszczanie publiczności na podwórko! Pani Janda napisała pismo, że przeprasza (wydyma wargi) „ za utrudnienia w życiu”...

W bramie do kina krata, na kracie kartka:
LIST: „Do mieszkańców posesji... przepraszam... za niedogodności… robimy, jak najciszej i najszybciej… incydent z 24 czerwca... ubolewam... Krystyna Janda”.

KJ: Incydent? Chłopaki, młodzi, bezmyślni, rozpalili sobie ognisko w noc świętojańską... To mi lokatorzy wezwali straż pożarną. Rozumie pan? Straż pożarną… (wodzi wzrokiem po oknach okolicznych kamienic).

Biuro.

CÓRKA: Mamo, sałatka.
Dbam o to, żeby mama i wujek zjedli obiad ok. 13.00-14.00. Oni o tym nie pamiętają.

KJ: Jezu, palę bez przerwy, nie śpię. Wydajemy wszystko, co żeśmy przez 30 lat uzbierali. Wydaliśmy już dom dla dzieci. Dziś im powiedziałam „Nie będziecie mieli domu, będziecie mieli teatr”.

AKT IV

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Potem jedziemy z hydrauliką. Biegi wody, ciepło technologiczne i kaloryfery. Wykończymy biura – ściany, kafelki, kasa i łazienki.

KIEROWNIK FIRMY BUDOWLANEJ: Nie możemy skończyć łazienek, bo nie mamy hydrauliki.

HYDRAULIK: Ale czekamy aż skończą kuć, bo jak cegła spadnie, zniszczy rurkę. O, dziurki na centralne widać.

KIEROWNIK FIRMY BUDOWLANEJ: Do wtorku staną ścianki działowe, wtedy wejdą hydraulicy.

Kino Polonia, hall..

MĄŻ: Porządek! Trzeba zrobić porządek! Nie ma przepływu informacji, brakuje rysunków, marnujemy czas i pracę! Przecież teraz musimy kuć i robić od nowa, bo ktoś zapomniał o wnęce! A jak sobie wyobrażacie, że jak rurki pójdą? Gdzie ten rysunek?

KJ: (grzebiąc w torebce) Zaraz, zaraz… Jest! A pionowy, nie ma poziomego… Gdzie ten poziomy?!

MĄŻ: Dla 15 cm trzeba teraz wyburzyć ścianę!

KJ: 5 lipca miał tu być stolik na dokumenty, a tak – ja mam część planów w torebce, część ma pan kierownik, trochę pani menedżer i pani architekt. I nic nie ma!

PANI ARCHITEKT: Robiłam, zostawiałam... Gdzieś musi być, kochanie... ale nie ma sprawy, jutro przyniosę nowy. A teraz możemy narysować na ścianie, żeby nikt się pomylił. Jakiś ołówek...

Wyciąga z torebki ołówek i zaczyna rysować na ścianie kasy

PANI ARCHITEKT: Mój największy problem polega na tym, że państwo inwestorzy mają mnóstwo znajomych artystów, znanych, utalentowanych, z których każdy chce „obsikać” teren. Wiadomo już, że teatr nie będzie miał charakteru ruiny – kamienie i siatki – jak planowaliśmy. Będzie spójny i grzeczny – moim zdaniem, jak na taką z czerwonymi pazurami, zbyt racjonalny. No, ale mąż jest tak odpowiedzialny...

KJ odbiera telefon

KJ: Przepraszam. Jestem na wakacjach. (wyłącza telefon) Teleexpress. Chcieli, żebym coś powiedziała z okazji Międzynarodowego Dnia Całowania…

PANI ARCHITEKT: A w łazience marzyła mi się zamiast umywalek wielka misa, wspólna fontanna, gdzie wszyscy razem, panowie i panie, obmywamy dłonie i potem rozchodzimy się do oddzielnych WC-tów. Niestety, rura kanalizacyjna nie pozwoliła na to. Wymyśliłam zatem umywalki i akwarium z kulkami w dziurze pomiędzy łazienkami. Kulki jako odkształcenie, pewna forma lustra, odbicia rzeczywistości.

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Tak, pani Krystyna kupiła kulki. Jest pomysł, aby w łazienkach pośrodku stało wielkie szklane akwarium – po to, żeby mężczyźni i kobiety mogli patrzeć sobie w oczy, myjąc ręce. (Pauza) W osobistej rozmowie na temat tego projektu pani architekt powiedziała mi, że… nie, wolę nie powtarzać…

PANI ARCHITEKT: Dziewczyna od zarządzania zadała mi pytanie, czy chodzę do teatru, oczywiście, czasami chodzę, i czy pamiętam WC-ty w Powszechnym albo szatnię? Oczywiście nie pamiętam, tylko ogólny zarys, bo nie ma dobrych teatrów pod względem architektonicznym, gdyby były – pamiętałabym.

Biuro, ranek. Wchodzi KJ.

KJ: Dostałam list. Przeczytam wam na dobry początek dnia: „Pani Krystyno, nie jestem aktorem zawodowym, ale grywałem w teatrze i w kinie i chciałbym pracować w pani pięknym, nowym teatrze. Jak już pisałem, nie jestem aktorem, nie jestem też psem ani koniem, ale świetnie nadaję się do ról komediowych. Element tragiczny też przejdzie”.

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Kierownika robotników znalazłam. Poleciła mi go koleżanka. Wygrał przetarg, za prace przy teatrze wziął 50% mniej niż inni, polecani przez panią architekt.

PANI ARCHITEKT: Moje ekipy są trzy razy droższe i 10 razy lepsze. Dobra ekipa skończyłaby to do września. Poza tym, co to znaczy, że ja wchodzę, co tam ja, ja jestem niedobra, bo ja jestem od krzyczenia na nich, ale jak wchodzi pani inwestor, ich chlebodawczyni, a oni nic, nawet jej folii nie podłożą pod torebkę. Moje ekipy są wychowane, od razu dywanik foliowy rozwijają. A tu chamstwo, pani inwestor chce coś powiedzieć, a ci maszyny włączają!

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Postanowiłam, że odchodzę. Wolę myśleć o tym, jak zmniejszyć inflację, niż jak załatwić kasę lub jak załatwić coś bez kasy. Nie nadaję się do tego. Plus tego jest taki, że przynajmniej będę wiedziała, jak zrobić remont mieszkania, nie będę już potrzebowała fachowca.

Na budowie, przy bramie wyjściowej.

PANI ARCHITEKT: O, pani menedżer! Dobrze, że panią widzę. Kochana, trzeba załatwić blachy…

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Przepraszam, że pani przerwę, ale to nam oszczędzi czasu. To już nie do mnie. Ja tu już nie pracuję.

PANI ARCHITEKT: Jak to?

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Po prostu. Nie pracuję. Zwolniłam się. Te blachy to nie do mnie.

PANI ARCHITEKT: Aha… no, tak, dwie gwiazdy to zawsze o jedną za dużo…

KJ: Joanna odeszła… odeszła, bo uznała, że kariera jest dla niej ważniejsza. Tak mi napisała w liście. Myślę, że od początku tak było, że ona znalazła się tu tylko na czas wakacji, a teraz wakacje się kończą.

PANI ARCHITEKT: Muszę przyznać – zdolna, bardzo szybko ucząca się, zaradna, błyskotliwa, ale bez praktyki. Jak się wybiera tańsze brygady, to wcale nie jest oszczędność, wtedy wszystkich bardzo dokładnie trzeba pilnować. Ona straciła tym zainteresowanie, moim zdaniem, w momencie, gdy przestała być osobą decydującą na budowie, gdy włączył się mąż i pani Krystyna zaczęła sprawdzać rachunki.

Przed budową.

KJ: Mam dosyć. (Pauza) Nie mogę się skupić. Nie mam pieniędzy na dużą salę. Muszę zapalić.

AKT V

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Zostaję na ten tydzień jako wolontariuszka. Dokończę, co trzeba, ale nowych obowiązków nie biorę. Na razie stoimy, nie ma decyzji co do wykończeniówki i jest problem z garderobami – miały być w szatniach, ale trzeba je przenieść gdzie indziej.

Biuro godzinę później.

PRACOWNIK BIURA: A co niby się ma dziać...? Podłączyliśmy ksero. I kupiłem przedłużacz do czajnika. Szukałem go dwie godziny, poznałem całą Koszykową.

Biuro. Dwie godziny wcześniej. Przy kserokopiarce.

CÓRKA: Ale jak włożyć całą sztukę, żeby się skserowała?

CZŁOWIEK OD KSERO: Nie da rady. Trzeba każdą kartkę osobno, pojedynczo, ale za to można w 17 kopiach, dla wszystkich aktorów od razu.

PANI ARCHITEKT: Duża Scena musi być wykonana bardzo dokładnie, tu potrzebny jest zegarmistrz. Scena będzie amfiteatralna i widownia będzie się rozchodzić półokręgami. Cała konstrukcja musi zgadzać się co do pół centymetra! Jak ktoś nie ma budowlanej świadomości, to tego nie rozumie i myśli, że tu można zaoszczędzić.

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: Garderoby wylądowały pod widownią Dużej Sceny. Żeby się zmieściły, trzeba je podkopać. Na to potrzebne są pieniądze, duże pieniądze, minimum 100 000 złotych. Jakbyśmy mieli takie pieniądze, zaczynalibyśmy jutro. Ale nie mamy.

MĄŻ: W UE staramy się o fundusze w ramach rewitalizacji Śródmieścia. Jeżeli się nie uda, zrobimy to za własne pieniądze, pozbawiając się miłej, spokojnej starości, na którą zapracowaliśmy sobie przez lata. To przecież nic dziwnego, że mamy oszczędności, skoro oboje ciężko pracujemy całe życie.

KJ: Nasz dom w Toskanii...? Był taki pomysł.

KIEROWNIK BUDOWY: Dużej Sceny nie ruszamy... Może na kwiecień będzie gotowa. Znając realia, raczej na wakacje.

KJ oprowadza po budowie starszą panią.

KJ: Tu będą szatnie, tam hall. A tu Duża Scena...

Starsza pani zafrasowana wsiada do samochodu.

KJ: Moja mama pierwszy raz to ogląda.
Patrzy za samochodem zatroskanym wzrokiem.

KJ: Mama raz przyjechała, przeraziła się i powiedziała, że więcej tu nie przyjedzie. Dopiero na premierę.

DZIENNIKARZ: Napisała pani kiedyś w felietonie: „Jestem facetem. Nie jestem sentymentalna. Mam wytrwałość, upór i wytrzymałość słonia, odporność psychiczną żółwia...”. Czy to nadal prawda?

KJ: Ale głupie pytania pan zadaje. Jak napiszę felieton, przychodzi dziennikarz i się pyta, czy to prawda. Przecież to jest jakaś kreacja.

DZIENNIKARZ „...dużo rozumiem, wyciągam wnioski, ponoszę konsekwencje i nie rozczulam się nad sobą...”

KJ: No... każdy ma granice wytrzymałości.

Biuro. KJ rozmawia przez telefon.

KJ: Proszę pana, ja właśnie jadę do banku i mogę zapłacić. Ale za tę maszynę... tę na „p”... to ja chciałam z innego konta!

Później.

KJ: To nie dlatego, że ja jestem aktorką i na niczym się nie znam. To jest nie do ogarnięcia. Jak chcę mieć drewnianą podłogę, to Instytut Pożarnictwa musi zrobić próby na tych deskach. Wsadzają je do pieca, palą… to trwa dwa miesiące! Potem mówią, że owszem, ale deska ma mieć 20 centymetrów grubości! Nie ma, kurwa, takich desek!

Biuro. Później. Dzwoni telefon. KJ odbiera.

KJ: Jestem tu cały dzień, dzień w dzień. Jeszcze pani nie zauważyła?! Niech pani przyjeżdża, kiedy pani chce, ale ja nic już nie będę pani mówić. Mam dosyć! Niech pani przyjeżdża, ogląda, pyta wszystkich, tylko nie mnie!

Pauza.

KJ: Często dzwoni do mnie Małgorzata Potocka, która sprzedała kamienicę na Żoliborzu, żeby uruchomić Teatr Sabat, i powtarza: „Pamiętaj na końcu i tak zostaniesz sama”.

Upalny dzień. KJ za biurem, przy stoliku ogrodowym obok transformatorów. Pojawia się listonosz. Zagląda niepewnie.
LISTONOSZ: Teatr Polonia? Pokwitować...
KJ otwiera list i czyta.

KJ: „Państwowy Fundusz... dziękuje za złożenie wniosku o dofinansowanie instytucji kultury... w myśl przepisów instytucją kultury jest... w związku z powyższym Państwa przedsięwzięcie nie spełnia warunków... Życzymy powodzenia w realizacji...”.

KJ odkłada list i śmieje się głośno. Z goryczą...

Później.

KJ: Marzenia? Ja nie mam marzeń.

Szofer wnosi do biura duże, oprawione zdjęcie Marilyn Monroe.

KJ: Dostałam od syna, przywiózł mi z Anglii (uśmiecha się ciepło do Asystentki) – Jędruś mi przywiózł... Dla mnie, żebym sobie powiesiła w swoim teatrze...

Później. Jeden robotnik zakłada krany w łazience, drugi bierze z podłogi Marilyn. Długo patrzy, potem pokazuje koledze.

ROBOTNIK 3: Patrz, to ja. Jak byłem młodszy.

Budowa.

KJ: Wolno mi idzie. Za dużo spraw. Normalnie już bym pierwszy akt umiała na pamięć.

Pokój 22. KJ wygląda przez okno.

KJ: Co tu jest? Przedszkole. Słońce tu będzie świecić. Lepiej tu nie próbować popołudniami.

Z torby wyciąga tekst, siada z asystentką.

KJ: Słuchaj, ty pierwszy raz ze mną próbujesz, to nie wiesz. Ja na początku będę czytać, oswajać się z tekstem. Potem będziesz podrzucać kwestie, na razie mnie najwyżej sprawdzaj, czy się nie mylę. I najważniejsze, niczemu się nie dziw. Raz, dwa, trzy. „Nazywam się Tonka...”

Vedrana Rudan "Ucho, gardło, nóż"


Zaczyna czytać. Powoli. Myli się.

Przed biurem, palą.

ASYSTENTKA: O Boże... serce mi przed chwilą stanęło.

KJ: Co???

ASYSTENTKA: Przyszedł ten facet od grzejników, wyciąga zamówienie, ja go pytam, czy to już jest to poprawione, a on – jakie poprawione....? No więc grzejniki w hallu będą białe...

KJ:...białe… a czy dałoby się załatwić... żeby był inny kolor?

ASYSTENTKA: W biurze są marengo...

KJ: Bo te ściany są szare, a grzejniki marengo... Marengo nie będą za ciemne?

DZIEWCZYNA OD ZARZĄDZANIA: To tylko odcień… Zresztą tamte grzejniki są tylko marengo.

KJ: Zaraz. Gdzie popielniczka?

Gasi papierosa. Zdecydowanym krokiem wraca do biura.

KJ: Proszę pana, jeszcze taka sprawa...!

Pokój 22. KJ przerywa czytanie tekstu, patrzy łagodnie.

KJ: Pewnie, że mam nadzieję. Ja nadal chcę to zagrać. To jest świetny tekst... no to niech pan już idzie. Dopiero zaczynam...

Nazywam się Tonka, z domu Babić i nie chce mi się spać. Skaczę po kanałach. Noc jest długa. Mam ochotę porozmawiać… a poza tym, kto da rolę pięćdziesięcioiluśtamletniej aktorce… kto by ścierpiał takie przedstawienie? Kto chce wysłuchać pięćdziesięcioiluśtamletniej baby… gdybyście byli widownią, poszlibyście do domu, ale zamknęłam drzwi i nie wyjdziecie. To jest mój teatr, mój dom, nie da rady.

Vedrana Rudan, „Ucho, gardło, nóż”

Kasa i foyer teatru są wynajmowane od m.st. Warszawy - Dzielnicy Śródmieście

MECENAS TECHNOLOGICZNY TEATRÓW

billenium

DORADCA PRAWNY TEATRÓW

139279v1 CMS Logo LawTaxFuture Maxi RGB

WYPOSAŻENIE TEATRÓW DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW

zporr mkidn

PREMIERY W 2025 ROKU DOFINANSOWANE PRZEZ

Warszawa-znak-RGB-kolorowy-pionowy

PATRONI MEDIALNI

NowySwiat Logo Napis Czerwone Wyborcza logo Rzeczpospolita duze new winieta spis 2rgb logo czarneZasób 120

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

LOGO MIN
Z OSTATNIEJ CHWILI !
X