Rozsuwa się kurtyna, odsłaniając trzy puste krzesła. Chwilę później na scenę wchodzi kobieta w żałobnej sukni. Zamknięta w czterech ścianach, opłakuje swojego męża nieboszczyka. Nie na długo jest jej jednak dane opłakiwać swoją żałobę. Jeszcze go nie widać, ale już słychać dobrze znany wszystkim głos: Ty ośle!. W taki oto celowy sposób reżyser Andrzej Domalik wprowadza na scenę Jerzego Stuhra, dla którego 32 omdlenia to nie tylko jubileuszowy, ale przede wszystkim ostatni spektakl.
W 32 omdleniach publiczność ma okazję podziwiać kunszt trzech wybitnych artystów polskiego teatru. U boku Jerzego Stuhra grają bowiem także Krystyna Janda i Ignacy Gogolewski. Spektakl składa się z trzech jednoaktówek Antoniego Czechowa, który to sam zwykł nazywać je żartami. W każdej z nich aktorzy muszą wcielić się w postać o coraz to innej osobowości . Wydaje się, że publiczność i artyści występujący na scenie tworzą jedną całość. Śmiech widza jest bowiem nieodłączną częścią spektaklu. Chwilami wydaje
się, że aktorzy tylko czekają, kiedy sala ucichnie, aby móc wypowiedzieć kolejny żart.
W rzeczywistości, w której króluje show, mogłoby się wydawać, że nie ma miejsca na takie Czechowskie żarty. W końcu zarówno scena, jak i muzyka w spektaklu są na tyle ubogie, że statystyczny klient nawet nie zauważyłby takiego „nieatrakcyjnego” produktu na półce. Na szczęście wciąż istnieje jeszcze coś takiego jak talent, który jest samowystarczalny. Szkoda tylko, że jeden z nich żegna się już ze sceną na zawsze, słowami wypowiedzianymi na koniec spektaklu: