Recenzje

kup bilety online

Widz boi się poważnych tematów

Krzysztof Zanussi o rywalizacji z Tańcem z Gwiazdami, mizerii krytyki i swoim spektaklu.

Po kilku latach wraca pan do Teatru TV autorskimi „Głosami wewnętrznymi”. Co pana do tego skłoniło?

Krzysztof Zanussi: Pokusa znacznie większej widowni niż w zwykłym teatrze. Zresztą niewiele brakowało, by została właśnie w takim zrealizowana. Przez rok czekała na telewizyjną realizację, bo zawieszono jej produkcję.

Z jakiego powodu?

- Nie ma w tej sprawie wyjaśnień. Są tylko plotki, absurdalne zresztą.

Jakie?

- Ponoć postać ojca skojarzyła się komuś z jakąś ważną w Polsce figurą publiczną. A jeśli idzie o odniesienie do rzeczywistości, to owszem, istnieje. Tyle, że do włoskiej, lat 60. ubiegłego wieku. Tematem pierwszej noweli jest bowiem sprawa człowieka zwanego „bankierem bożym”. Był bohaterem głośnego skandalu finansowego, w który zamieszany był kościół.

Każda z nowel ma dwa wątki. Pierwszym są związki emocjonalne łączące córki z ojcami, drugim - kwestia wiary. Które są istotniejsze?

- Pytanie o wiarę - w jakim stopniu może być szaleństwem, a w jakim powinna być rozumna. To ciągle intrygujący problem, aktualny niezależnie od dekoracji, w jakich żyjemy. Dostojewski uważał, że pytanie, czy istnieje Bóg, jest najważniejszym i jedynym poważnym, na które ludzie mają sobie odpowiedzieć. Dzisiaj widzę, że istotnie dla wielu jest ono ważne, ale raczej w wymiarze abstrakcyjnie odległym, coś jak zastanawianie się, czy jest woda na Marsie. Czyli bardzo ciekawe, ale bez konsekwencji. A to przecież interesujące właśnie ze względu na konsekwencje.

Obu ojcom wypomina pan PRL-owską przeszłość.

- Ale jakże odmienną. Choć w dzisiejszej rzeczywistości obaj są anachroniczni. A tamtym czasem wszyscy jesteśmy skażeni.

Realizując „Głosy wewnętrzne” postawił pan na efekt nęcąc widza kryminalną intrygą.

- Po prostu zdaję sobie sprawę, że dziś Teatr TV jest już osobliwą formą i trudno mu rywalizować, na przykład, z Tańcem z Gwiazdami. Szansa, żebym zatrzymał publiczność, jest mniejsza niż 10 lat temu. Szukam więc atrakcyjności, tym bardziej, że teologiczne debaty nie są zbyt oczywistą strawą dla widza i nie jest on na nią łasy. Nie ukrywajmy - jesteśmy już tak zepsuci, że wszyscy poddajemy się efektowności - choć oczywiście w różnym stopniu. Jeśli chcę utrzymać widownię, muszę zrobić ukłon w jej stronę. Wiele mnie to nie kosztuje.

Nie obawia się pan, że widz, którego skusi wątek kryminalny, to ktoś zupełnie odmienny od amatora erudycyjnych dialogów?

- Rzeczywiście, moi bohaterowie są nieco teologicznie „nadkształceni”. Ale wydaje mi się, że w kraju, w którym religia odgrywa niepoślednią rolę, można czasem dać temu świadectwo. Zdaję sobie sprawę, że to osobliwość, bo o takich sprawach jak wiara, ludzie rzadko rozmawiają publicznie.

Kto jest w takim razie adresatem pana spektaklu?

- Nie mogę z góry przewidzieć, kto jest zaproszony, a kto wykluczony. W dzisiejszym myśleniu przyjęło się, że autor zawsze ma swoją widownię docelową, czyli target, jak naukowo nazywa to sztuka marketingu. Ale są też przecież widzowie, którzy szukają dla siebie czegoś innego niż dotychczas. I właśnie oni mogą znaleźć ten spektakl.

Pańskie dotychczasowe filmy stawiały na określonego odbiorcę.

- Oczywiście, wiadomo że bardziej adresuję je do inteligencji, niż do grupy młodzieżowo-rozrywkowej. Ale tak samo było z moim ostatnim obrazem „Serce na dłoni”. A jednak w kraju bardzo rozminął się z tą widownią. Na świecie było inaczej. Wszędzie, gdzie go pokazywałem, prowokował filozoficzną debatę. Mam ogromny żal, że w Polsce minął się zwłaszcza z częścią krytyki, skłonną do jednoznacznych ocen.

A krytykowanego zewsząd „Romulusa” w Teatrze Polonia w Warszawie uznaje pan za porażkę czy zwycięstwo?

- Z jego krytyką także się nie zgadzam. Jest mi oczywiście przykro, ale nie mogę się tym przejmować. Uważam, że wyreżyserowałem przyzwoite przedstawienie, i to mi wystarczy. To dopiero trzecia zrealizowana przeze mnie w Polsce sztuka w ciągu 40 lat. Poza krajem były ich dziesiątki. Taki teatr uprawiam zagranicą i nikogo on tam nie dziwi ani nie oburza. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że krytyka w Polsce jest bardzo układowa. A kwalifikacje estetyczne recenzentów najczęściej żadne. Piszący je mają małe pojęcie o teatrze. I w związku z tym nie mam na razie dalszych planów pracy w Polsce. Notabene bilety na „Romulusa” są wyprzedane długo naprzód.

A jako twórca jest pan bardziej usatysfakcjonowany „Sercem na dłoni” czy „Głosami wewnętrznymi”?

- Trudno porównywać, bo to różne konwencje. „Serce na dłoni” jest dużo odważniejszą propozycją dyskusji o estetyce postmodernizmu. „Głosy wewnętrzne” dotykają spraw zwyklejszych, mniej kontrowersyjnych. A jak ludzie odbiorą tę opowieść o teologii stosowanej - zobaczymy.

Kasa i foyer teatru są wynajmowane od m.st. Warszawy - Dzielnicy Śródmieście

MECENAS TECHNOLOGICZNY TEATRÓW

billenium

DORADCA PRAWNY TEATRÓW

139279v1 CMS Logo LawTaxFuture Maxi RGB

WYPOSAŻENIE TEATRÓW DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW

zporr mkidn

PREMIERY W 2023 ROKU DOFINANSOWANE PRZEZ

Warszawa-znak-RGB-kolorowy-pionowy

PATRONI MEDIALNI

NowySwiat Logo Napis Czerwone gazetapl logo@2x Wyborcza logo Rzeczpospolita duze new winieta spis 2rgb
Z OSTATNIEJ CHWILI !
X