W inscenizacji Piotra Ratajczaka Grzegorz Przemyk (świetny Adrian Brząkała) był paradoksalnie postacią drugoplanową, rolę główną - ale nie najważniejszą - grała Agnieszka Przepiórska (Barbara Sadowska, matka Grzegorza). Bowiem najważniejszym bohaterem tego przedstawienia jest państwo polskie, które rękoma jednej czy drugiej swołoczy w mundurze, pobiło chłopaka na śmierć. A następnie skazało za tę śmierć niewinnych ludzi, korzystając z całego aparatu, jakim dysponuje.
Dwiema scenami byłem poruszony – monologiem Grzegorza o swojej przyszłości, gdzie rozwodził się, kim byłby dziś, jak potoczyłyby się jego losy gdyby żył, i – rozprawą w sądzie, ze świetną Jolantą Olszewską w roli prokurator.
To spektakl „ważny” i „potrzebny”. Wkładam w cudzysłowy nie po to, żeby wyśmiać, tylko właśnie takich słów użyto i w pierwszych recenzjach i na popremierowym bankiecie w foyer. Pełna zgoda – ważny i potrzebny. Tylko zawsze mam lęki, że przydawki takie zamykają rozmowę o samym dziele - spektaklu, filmie, książce itd., że to, co ew. nie wyszło, przykrywane jest rangą wydarzenia czy też tematem, z jakim się twórca mierzył.