Recenzje

kup bilety online

CZŁOWIEK LEKARSTWEM NA DRUGIEGO CZŁOWIEKA

Teatr Polonia po raz kolejny wychodzi naprzeciw współczesnemu widzowi i być może dlatego zyskuje jego zaufanie. Spektakl „Matki i synowie” nazwałabym krótką lekcją tolerancji dla widza w każdym wieku. Wyreżyserowała go Krystyna Janda, która na scenie wciela się w jedną z głównych postaci. Choć nie ma ich wiele, wystarczy, by zrozumieć pewne uniwersalne prawdy dotyczące człowieka. Prawdy, które szczególne znaczenie zyskują właśnie w obliczu współczesnych niepokojów.

W rolach głównych: Antoni Pawlicki, Paweł Ciołkosz, Adam Tomaszewski/Antoni Zakowicz oraz wspomniana już wcześniej znakomita Krystyna Janda. Jej bohaterka, Katharine, przyjeżdża do Nowego Jorku w odwiedziny do dawnego chłopaka swojego zmarłego syna (Michael). Choć nie jest gotowa na jakąkolwiek rozmowę, ta wizyta zmieni w jej życiu wiele. Kobieta opłakuje stratę syna Andre, zmarłego na AIDS, choć tak naprawdę nie o śmierć może tu chodzić, bo ich relacje były martwe jeszcze za życia chłopaka. Andre był gejem i zdaje się, że to zadecydowało o ostatecznym skreśleniu go z życia matki, choć od dziecka – jak to mówi – „był jakiś inny, zdystansowany”.

Teraz Katharine poznaje dwójkę młodych mężczyzn – małżeństwo z dzieckiem. A oni jak na złość wydają się być szczęśliwi. Kobieta nie akceptuje nowego porządku rzeczy, choć trudno jej się dziwić, kiedy sam Michael nie wierzy w zmianę, która zaszła w ostatniej dekadzie XX wieku w kwestii społecznej akceptacji par homoseksualnych. Partner Michaela – Will Ogden – w rozmowie z Katharine konstatuje: „On [Michael] stracił więcej niż pani syna. Stracił całe pokolenie. Ludzi, którzy mogli mieć znaczenie. Hamletów, Nurejewów, Melvillów i Whitemanów. Młodych ludzi, którzy chcieli napisać wspaniałe powieści, zbudować mosty, namalować obrazy”.

Choć Katharine wydaje się być niezjednana, coś jednak do niej dociera. Z czasem zauważamy w niej człowieka, który potrzebuje pomocy, rozmowy i zainteresowania ze strony drugiej osoby. Kiedy w końcowej scenie je herbatniki, popijając je jogurtem, zaczynamy dostrzegać w niej kobietę, która mogłaby kochać. I choć twierdzi, że nie ma powodu, by żyć, jej życie właśnie ma czemuś służyć. Nigdy nie jest za późno, by próbować zrozumieć coś, czego nie potrafiło się zaakceptować przez całe życie.

„Matki i synowie” to spektakl ważny pod wieloma względami. Po pierwsze, stanowi przestrzeń dialogu pomiędzy dwoma a nawet trzema pokoleniami. To dyskusja o naturze człowieka. „Co to jest ludzka natura?” pada z ust najmłodszego bohatera, 7-letniego Nicka. Świat dorosłych zbliża się tu do świata dziecka, brak tolerancji zderza się z nowoczesnym modelem rodziny patchworkowej.

Rzadko też zdarza się, by w sztukach tego rodzaju poświęcać uwagę matczyno-synowskim relacjom. Jesteśmy przyzwyczajeni do kolejnych inscenizacji czy filmowych interpretacji, które rozkładają na najdrobniejsze elementy relacje łączące matki z córkami. Pod tym względem spektakl Krystyny Jandy jest zupełnie wyjątkowy.

Wszystko rozgrywa się tu za pośrednictwem rozmowy, dialogu między bohaterami. Nic nie odciąga uwagi widza od konwersacji prowadzonych na scenie. Fragmenty arii Mozarta „L’amero saro costante” w wykonaniu Anny Moffo oraz utwory Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga stanowią doskonałe tło do refleksji.

Podobnie jest ze scenografią. Nowoczesne wnętrze bez zbędnych przedmiotów nie odciąga widzów od tego, co dzieje się na scenie. Jak każde wnętrze mieszkalne, także i to wiele mówi o swoich mieszkańcach. Stos książek leży obok dziecięcych kolorowanek i zabawek, na ścianie nie ma kolekcji obrazów nowoczesnego malarstwa, są za to dziecięce malunki.

Reżyserka spektaklu – Krystyna Janda – jak zawsze wchodzi w rolę totalnie. Nie łatwo jest poznać, czy wypowiada właśnie kwestie swojej postaci, czy mówi coś od siebie. Zawsze jest tak autentyczna, że trudno stwierdzić, czy gra, czy tak naprawdę jest sobą, bez względu na osobliwość bohaterki, w którą w danym momencie się wciela. Duet Ciołkosz – Pawlicki egzemplifikują bardzo poprawną grę aktorską, nie można im wiele zarzucić, choć świetnie angażują się w role pary gejów, nie można też powiedzieć, by zaskoczyli spektakularnym odegraniem którejś ze scen. I wreszcie największe zaskoczenie inscenizacji, najmłodszy aktor – Adam Tomaszewski (gra zamiennie z Antonim Zakowiczem) – który nie tylko wprowadza na scenę ruch, energię, dziecięcą radość, lecz także jest świetnym młodym aktorem, który całkowicie zaskarbia sobie serca publiczności.

„Matki i synowie” mogą stanowić lekarstwo na homofobię. Podane w przystępnej formie ma realną moc oddziaływania na widza. I nie ma tu żadnych gotowych odpowiedzi czy podziału na to, co złe i dobre. Zaczynamy widzieć w więcej niż dwóch kolorach i przekonujemy się, że wrogiem nas samych jest strach przed tym, co nieznane. Doskonała lekcja o meandrach natury człowieka. Trzeba to zobaczyć.


Dodatkowe informacje

 

Kasa i foyer teatru są wynajmowane od m.st. Warszawy - Dzielnicy Śródmieście

MECENAS TECHNOLOGICZNY TEATRÓW

billenium

DORADCA PRAWNY TEATRÓW

139279v1 CMS Logo LawTaxFuture Maxi RGB

WYPOSAŻENIE TEATRÓW DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW

zporr mkidn

PREMIERY W 2023 ROKU DOFINANSOWANE PRZEZ

Warszawa-znak-RGB-kolorowy-pionowy

PATRONI MEDIALNI

NowySwiat Logo Napis Czerwone gazetapl logo@2x Wyborcza logo Rzeczpospolita duze new winieta spis 2rgb
Z OSTATNIEJ CHWILI !
X