Recenzje

kup bilety online

Boski fałsz

„Boska!”, czyli spektakl, którego nie trzeba polecać, spektakl, na który nawet pięć lat po premierze ciężko jest dostać miejsce siedzące. Wyprzedane bilety i tłum „wejściówkowiczów” na schodach Teatru Polonia stanowią rekomendację samą w sobie. Wszyscy gromadzą się, aby wysłuchać boskiego fałszu Krystyny Jandy w roli Madame Florence Foster Jenkins.

Angielski dramaturg Peter Quilter, opisując nieprawdopodobną, ale prawdziwą historię amatorskiej śpiewaczki operowej Florence Jenkins, przypuszczalnie nie spodziewał się aż tak spektakularnego sukcesu. Po premierze „Glorious!” w 2005 roku w Birmingham Repertory Theatre, przedstawienie zostało odegrane ponad 200 razy w ciągu pół roku oraz zdobyło wyróżnienia i nominacje do licznych nagród (m.in. prestiżowej statuetki Laurence Olivier Award). Podobnie jak na wyspach, tak i w Warszawie „Boska!” stała się niekwestionowanym klasykiem.

Kurtyna podnosi się i widzownie poznają głównych bohaterów. Wnioskując z ich rozmowy w otwierającej scenie, Florence Foster Jenkins (Krystyna Janda) postrzegała siebie jako wielką artystkę, a swój talent wokalny jako błogosławieństwo dla osób mogących jej słuchać. Dlatego też występy Jenkins należały do regularnych i tłumnie odwiedzanych wydarzeń towarzyskich. Jakie więc było zdziwienie młodego pianisty Cosmego McMoona (Maciej Stuhr), gdy po odegraniu pierwszych akordów na fortepianie dosięgnął go temperamentny fałsz, wydobywający się z gardła Madame. Nieistniejące poczucie rytmu, wątpliwa dykcja oraz jawny brak słuchu nie przeszkodziły jej w wypielęgnowaniu przekonania o własnej wspaniałości i kontynuowaniu swojej artystycznej pasji. Diwa, dziedzicząc majątek po ojcu, mogła dożywotnio sponsorować swoje własne występy, a dochód w całości przeznaczać na cele charytatywne. Utalentowana czy nie, była gwiazdą estrady, ponieważ nie ulega wątpliwości, że jej występy w pełni zasługiwały na miano widowiska. Artystka sumiennie dbała o oprawę wizualną - patrząc na występy Jenkins z dzisiejszej perspektywy, można śmiało zakwalifikować je jako osobliwy performance. Rubasznie pląsając na scenie, często urozmaicała pokaz rekwizytami w postaci gipsowych skrzydeł „anioła inspiracji” albo osobiście zaprojektowanymi strojami. Chimeryczne kreacje (obszyte pastelowym tiulem, sztucznymi kwiatami i potworną ilością falban) potrafiły na chwilę odciągnąć uwagę od wariacji wokalnych. Podczas wykonania arii "Der Hölle Rache"(„Piekielna zemsta kipi w moim sercu”) z Mozartowskiej opery „Czarodziejski Flet” ciężko było ocenić, co było bardziej osłupiające - to, że Janda w roli Madame wyglądała jak pistacjowy tort weselny, to jak fałszowała, czy to, że fałszowała po niemiecku. Florence Foster Jenkins posiadała prawdopodobnie jeden z najgorszych głosów operowych, jaki nasz świat słyszał, ale nie oglądając się na nikogo robiła to, co sprawiało jej największą przyjemność w życiu, czyli śpiewała. Najwyraźniej braki umiejętności potrafiła nadrobić osobistym urokiem, ponieważ ostatecznie podczas występu w 1944 roku udało jej się zapełnić po brzegi słynny Carnegie Hall.

Przyzwyczajona do poważnych ról Krystyny Jandy w takich filmach jak „Człowiek z marmuru” albo „Tatarak”, z trudem mogłam wyobrazić ją sobie w roli infantylnej, egzaltowanej arystokratki. Muszę jednak przyznać, że jeżeli miarą wielkości aktora jest wszechstronność, to mamy szczęście, że żyjemy w czasach, kiedy możemy oglądać Krystynę Jadę na żywo. Nie tylko perfekcyjnie uchwyciła ekscentryzm i komiczność historycznej postaci Diwy Jenkins, ale udało jej się również wzbudzić sympatię do odgrywanej postaci. Towarzyszący jej na scenie Zborowski (w roli partnera Florence) i Krystyna Tkacz (jako jej najlepsza przyjaciółka) w zręczny sposób dopełniali atmosferę wszechobecnego absurdu. Zaś Maciej Stuhr, w roli jedynego bohatera o zdrowych zmysłach Cosmego McMoona, grał głównie twarzą, raz czerwieniąc się ze śmiechu, to znów blednąc ze zgrozy.

Wspieranie performance’ów Madame Jenkins ewidentnie wymagało od muzyka kompromisu artystycznego, ale radość życia i niekwestionowane zaangażowanie muzyczne Florence ostatecznie wzbudziło w nim sympatię i może nawet szacunek. Wykonany przez Stuhra zamykający monolog Cosmego w piękny sposób podkreślał jego stosunek do diwy i jej podejścia do życia oraz nadawał sentymentalny akcent całemu przedstawieniu.

Przypomina mi się dialog z kultowego dla mojego pokolenia filmu, notabene z udziałem Macieja Stuhra, „Chłopaki nie płaczą”. Wszystko sprowadza się do odpowiedzi na pytanie, „co lubisz robić w życiu?”, a potem trzeba zacząć to robić… nawet, jeżeli oznacza to zawodzenie arii operowych po niemiecku.

Monika Dzikiewicz

Kasa i foyer teatru są wynajmowane od m.st. Warszawy - Dzielnicy Śródmieście

MECENAS TECHNOLOGICZNY TEATRÓW

billenium

DORADCA PRAWNY TEATRÓW

139279v1 CMS Logo LawTaxFuture Maxi RGB

WYPOSAŻENIE TEATRÓW DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW

zporr mkidn

PREMIERY W 2023 ROKU DOFINANSOWANE PRZEZ

Warszawa-znak-RGB-kolorowy-pionowy

PATRONI MEDIALNI

NowySwiat Logo Napis Czerwone gazetapl logo@2x Wyborcza logo Rzeczpospolita duze new winieta spis 2rgb
Z OSTATNIEJ CHWILI !
X